niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział pierwszy.

Pierwszy dzień w nowej szkole zapowiada się strasznie.
Wiem to, odkąd przekroczyłam mury tego obrzydliwego internatu. Jest chyba sprzed drugiej wojny światowej, a może nawet należał kiedyś do Drakuli, bo wygląda jak wielki, stary zamek. Jest zbudowany z czerwonej cegły i kamienia.
Wciskam na siebie granatowe rajstopy, baletki, czarną spódnicę do kolan i białą koszulę z wyszytym logiem szkoły.  Patrzę w lustro.Wyglądam jak idiotka... Długie włosy koloru ciemny blond opadają bezwładnie na ramiona, a pod szarymi oczami widzę wory od nieprzespanej nocy. Cholera jasna, takie będzie pierwsze wrażenie. Ale zaraz, nie obchodzi mnie, co inni sobie pomyślą, bo i tak nie wytrzymam długo w tym internacie.
Puk-puk. Puk-puk-puk.
-Proszę- mruczę pod nosem.
Drzwi mojego pokoju otwierają się, skrzypiąc.
-Cześć-przedstawia się dziewczyna o czerwonych włosach- Jestem Molly.
-Super. Czego chcesz?-pytam znudzona.
-Jestem przewodniczącą twojej klasy. To oznacza, że masz się mnie słuchać, jasne?- pyta, podając mi kopertę z napisem 'plan lekcji'.
-Nikogo się nie będę słuchać- mówię wkurzona. Traktowanie mnie z góry nie wychodzi ludziom na dobre.
-Przepraszam?
-Przeprosiny przyjęte- uśmiecham się słodko.
Wzdycha urażona i wychodzi, trzaskając drzwiami. Pewnie myślała sobie, że będę miła. Ha, ha.
Otwieram kopertę. Lekcje zaczynają się o dziewiątej, więc mam jeszcze dużo czasu na śniadanie. Pierwsza jest historia. Potem aktorstwo, w-f i matma, a na koniec dwie godziny biologii.
Cóż, jak wspominałam, zapowiada się strasznie.

~*~

Wchodzę do sali kilka minut przed dzwonkiem. Kilka osób najpewniej przepisuje pracę domową, a z tyłu klasy dwóch kolesi siedzi na ławce, śmiejąc się. Zajmuję miejsce obok tych gości, żeby nie rzucać się za bardzo w oczy i napotykam spojrzenie bruneta siedzącego naprzeciwko. Uśmiech momentalnie znika z jego twarzy, wpatruje się we mnie jak w obrazek. Przygryza wargę, a kiedy uśmiecham się lekko, zawstydzony spuszcza wzrok.
Dobra, to było dziwne.
-Hej, wolne?-zauważam drobną blondynkę stojącą naprzeciwko mnie.
-Jasne.-przesuwam swoje rzeczy, żeby zrobić jej miejsce.
-Jesteś nowa?-pyta.
-Taaa-mruczę pod nosem.-...
-Nic nie mów. Wiem, jak to jest-uśmiecha się szeroko.- Da się przywyknąć.
-Nie wydaje mi się.-wzdycham.
-Też tak miałam. Po jakimś czasie zwyczajnie stajesz się częścią tej sielanki.
-Brzmi obiecująco.- przesuwam wzrok na tamtego chłopaka-kto to jest?
-Mówisz o Jasonie? najpopularniejszy chłopak w całej szkole. Każda dziewczyna dałaby sobie rękę uciąć, żeby się z nią umówił. Kiedyś chodził z taką Molly... Znasz ją?
Przypominam sobie dzisiejszą wizytę.
-Tak. Dałam jej do zrozumienia, że nie będzie mną rządzić.
O wilku mowa, bo właśnie wchodzi do klasy otoczona gronem koleżanek. Patrzy na mnie, mrużąc oczy, po czy podchodzi do naszej ławki i zanim zdążę cokolwiek zrobić, wyjmuje z plecaka butelkę soku i wylewa mi ją na głowę.
-Och, tak mi przykro. Nie zauważyłam Cię.-dziewczyny za nią chichoczą. Pocieram rękawem twarz.-I jeszcze raz...
-Widzę, że próbujesz ukryć swoje kompleksy, wyżywając się na innych-słyszę męski głos- Wszystko okej?
Odwracam się i widzę Jasona. Zmieszana kiwam głową, kątem oka widząc, jak Molly prycha i odchodzi.
-Chodź, musisz się umyć.-mówi opiekuńczym głosem. Coś we mnie pęka, kiedy widzę błysk w jego niebieskich oczach.
Mina tej debilki, kiedy wychodzę z klasy z najpopularniejszym chłopakiem w całej szkole? Bezcenna.

~*~

-Nie przejmuj się nią. Ma zbyt wysoką samoocenę.- rzuca mi ręcznik, a ja błyskawicznie się nim wycieram.
-Dzięki. Nie będę.
-Super. Gdzie moje maniery? Jestem Jason.-uśmiecha się szeroko.
-Emily.-oddaję mu ręcznik.- Już dawno po dzwonku, narobisz sobie przeze mnie kłopotów...
-Daj spokój.- kiedy go zabiera, nasze palce się stykają.- Boję się tylko, że to ty będziesz je miała, więc lepiej już chodźmy.

Dojście do klasy zajmuje nam chwilę, ale kiedy wchodzimy, cała klasa skupia się na nas. Patrzę na nauczyciela, który mruży oczy wkurzony. Jest łysy, pulchny i... no po prostu wygląda jak nauczyciel historii.
-Pan Gringer i panna... Och, ty musisz być Emily.
-Tak. Przepra...
-Panie Wesley, ponoszę całkowitą odpowiedzialność za spóźnienie Emily. To moja wina.
-No cóż. Nie spodziewałem się tego po tobie, Gringer. Siadajcie.
Mruga do mnie jednym okiem i zajmuje miejsce, a ja robię to samo.
-Zacznijmy może od wojny trojańskiej. Kto wie, co do niej doprowadziło?
Mimowolnie podnoszę rękę.
-Tak?-patrzy prosto na mnie spod grubych okularów.
-Afrodyta podarowała Parysowi Helenę, najpiękniejszą kobietę śmiertelną, za złote jabłko. Parys przyjechał do Sparty i ukradł ją, a w całej Grecji zawrzało na temat jego niegościnności. Rozpoczęła się wojna Hellady przeciwko Troi.
-Dobrze-powiedział nauczyciel, wyraźnie zdziwiony.- A wiesz może, ile ona trwała?
-10 lat-mówię bez zastanowienia. Łatwizna.
-Doskonale. Przejdźmy do skutków.

~*~

-Zawsze tu dają takie żarcie?-patrzę zniesmaczona na papkę z ziemniaków i pulpeta.
-We wtorki są hamburgery, ale zazwyczaj tak.-odpowiada Abb. Wydaję się być miła, nie to, co Molly...
-Super.
Na stołówkę wchodzi Jason i macha mi, uśmiechając się. Odmachuję mu speszona.
-Zobacz, kto przyszedł! Co wy tyle robiliście w jego pokoju?- patrzy na mnie podejrzliwie.
-Zamknij się!-trącam ją w ramię. Śmieje się pod nosem.
-Zwrócił na Ciebie uwagę najpopularniejszy chłopak w szkole. Pierwszego dnia. Jak ty to robisz?
-Ha, ha, tylko pomógł mi się wytrzeć.-odpowiadam, nabijając klopsa na widelec.
-Cześć, Abb!
Do stolika zbliża się brunet o czekoladowych oczach a kiedy mnie zauważa, wygląda na zdziwionego, ale zajmuje miejsce.
-Joe, Emily. Emily, Joe.
-Hej.-mówię.
-Cześć. Ja Cię chyba znam, wszyscy o tobie gadają, bo podobno 'kręcisz' z Jasonem.
Abby krztusi się kompotem.
-Tak to jest, jak się nic nie wie, a gada. Tylko mi pomógł, bo ta idiotka Molly wylała na mnie sok.
-Boże- uderza się ręką w twarz- Musiałaś zaleźć jej za skórę. A teraz już Cię nienawidzi. Uważaj.
-Nie boję się jej-mówię zgodnie z prawdą patrząc przez jego ramię, czyli na Jasona.
-Tak trzymaj.- zaczyna konsumowanie posiłku.- Jesteście już po lekcjach?
-Ta, a te dwie biologie mnie wykończyły. Cięliśmy żabę.
Oczywiście musiała wspomnieć o tym przy jedzeniu!
-Co do tego piątkowego balu... Macie już partnerów?-pyta Joe, niepewnie patrząc na Abb.
-Chyba pójdę sama.-widząc moją zmieszaną minę, mówi:- Bal jesienny, taka stara tradycja. Jutro puszczają wszystkich na miasto, żeby mogli sobie kupić fajne sukienki. Jedziesz ze mną, prawda?-pyta mnie.
-Jasne.-krzywię się, bo nie nawidze sukienek, ale bal to bal.
-Około północy nauczyciele wychodzą, i dopiero wtedy impreza się rozkręca.-mówi Joseph.- Tylko nie bierz od nikogo alkoholu, kto wie, co tam dosypują.


~*~

-Idziemy do świetlicy? Dzisiaj puszczają jakiś film. Pewnie będzie nudny ale lepsze to niż siedzenie w pokoju.
-Jasne, to prowadź.-kilkanaście metrów przede mną idzie Jason z jakąś dziewczyną. Zaraz...Co... Do... Cholery...
On idzie z Molly.



No i jest pierwszy, proszę o szczere opinie. ;) Nie zapomnijcie komentować. Jeżeli Ci się spodobało, dodaj do obserwowanych i polec u siebie, odwdzięczę się [: xxx